niedziela, 16 września 2012

Elegancja - Francja


14.09.2012

W piątek wstałam później niż zwykle, bo o 11:00. Umówiłyśmy się z Karoliną na mały shopping i zwiedzanie miasta w jednym – w końcu musimy wiedzieć, gdzie co się znajduje w mieście, w którym spędzimy kolejne 90 dni.

Trafiłyśmy najpierw na Batę, gdzie rozpoczęłam poszukiwania butów na jesień. O dziwo, w porównaniu do cen w Polsce, po przeliczeniu są one tam takie same lub podobne. Torebka, którą sobie upatrzyłam, kosztowała 39,90 euro, czyli mniej więcej tyle samo co w Polsce (ok. 160 zł). Co do butów – identycznie. Karolina mówiła natomiast, że kupiła w H&M w Tuluzie spodnie, które po przeliczeniu kosztowały dokładnie tyle samo, co w Polsce. Konkluzja jest jedna, i to dość smutna – we Francji ludzie ubierają się za grosze. To trochę tak, jakby moja skórzana torba kosztowała 40 zł… Brzmi jak bajka? No cóż, tutaj to rzeczywistość ;)

Swoje dalsze kroki skierowałyśmy na cudowną uliczkę  St Rome, pokrążyłyśmy po niej jakąś godzinkę. Wypatrzyłam buty, ale wstrzymałam się z kupnem, bo sezon jeszcze się w sumie nie zaczął, więc później wybór będzie jeszcze większy. Uliczka St Rome usiana jest małymi sklepikami w stylu butików, jakie można spotkać koło Hali w Gdańsku Głównym. Jeden koło drugiego, praktycznie same ciuchy, buty i biżuteria. Gdzieniegdzie coś do jedzenia. Najczęściej spotykane ceny butów to 20 – 50 euro, ciuchów 10 - 50 euro. Zdarzają się też oczywiście ekstrawaganckie sklepy, gdzie ceny nie schodzą poniżej 90 euro, ale są w znacznej mniejszości.

W ogóle, co do mody we Francji. Uwaga – nie spotkałam tu osoby źle ubranej. Ta różnica uderza człowieka od razu po przyjeździe tutaj. Raczej nie zdarzają się tu osoby popełniające ubraniowe faux pas (skarpety czy rajstopy do sandałów, adidasy do spódniczki, elegancja koszula do dresu itd.), a także ubrane niemodnie (typowej „flaneli z PG” tu się nie spotka). Najbardziej pod wrażeniem jestem starszych pań i facetów w ogóle. Przede wszystkim dlatego, że:

1.       Starsze panie w niczym nie przypominają naszych polskich babuleniek, które chodzą przez cały rok w kraciastej prostej spódnicy i chustce na głowie, bo uważają, że i tak nikt na nie nie patrzy, więc po co mają dobrze wyglądać

2.       Starsze panie noszą się modnie – niekoniecznie drogo – ale nadążają za trendami, jednocześnie nie ubierają legginsów w cętki, co się niestety u nas także zdarza

3.       Ich mężowie nie drepczą za nimi w kultowych klapkach kubotach, ani nie noszą przesiąkniętych naftaliną półwiecznych marynarek, lecz ubierają miłe dla oka pola, lniane spodnie i półbuty

4.       Faceci natomiast – nie dość, że przystojni, to jeszcze niesamowicie ZADBANI. Matko, dlaczego tak nie ma w Polsce? DLACZEGO? Przecież połowa urody mężczyzny, to jego sposób ubierania się. Nie nosi się tu powyciąganych bluz z kapturem, które pamiętają czasy gimnazjum. Nie ma dzikich metalowców z włosami do pasa, pobrzękujących łańcuchami i w glanach, ani drechów (wyjątek stanowią czarnoskórzy, ale to zupełnie inna historia) – wydaje mi się, że Francuzi w pewnym wieku po prostu z tego wyrastają. Wg mnie to dobrze ;) Choć każdy może mieć inne zdanie.

Do tego wszystkiego Francuzi pięknie pachną. Na początku, jak przyjechałam, zaczęłam się zastanawiać, dlaczego tak mocno czuję zapachy i od czego to zależy. Po jakimś czasie, razem z dziewczynami, doszłam do wniosku, że to jest po prostu kwestia tego, że Francuzi używają perfum w ilości znacznie większej niż Polacy. I nie, nie znaczy to, ze się nie myją ;) Po prostu lubią ładnie pachnieć. I to też jest cudowne. Aha, antyperspirantów też używają, bo mimo gorącego klimatu, ani razu nie czułam nieprzyjemnych zapachów, w odróżnieniu do tych w polskich autobusach na przykład…. No cóż, co kraj, to obyczaj ;)

W drodze powrotnej natomiast spotkałyśmy się z Martą i już razem wróciłyśmy do akademika.

Fotki:
https://picasaweb.google.com/100636724021697064035/Tuluza?authuser=0&authkey=Gv1sRgCKCrk5nVuJC3YA&feat=directlink

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz