piątek, 28 września 2012

Plastic glass i inne rarytasy


24.09.1012

Ciąg dalszy poprzedniego posta.

Zupełnie zapomniałam opisać środową imprezę, a jest to wątek dość istotny, ponieważ w Polsce rzadko spotykany. Mianowicie, wybrałyśmy się z dziewczynami do kluborestauracji iBar. Dziewczęta wchodziły za darmo, panowie bulili całe 12 ojro. A co w zamian? Darmowe jedzenie bez ograniczeń (2 rodzaje mięs, w tym królik, dalej ryż, mnóstwo sałatek, warzyw, bagietek) oraz darmowe picie (system był taki, że przy wejściu dostawało się bilecik, który wymieniało się w barze na kubeczek i póki miało się własny kubeczek -„plastic glass”, jak powiedział nasz kolega Fer - barman lał, na co miało się ochotę – poncz, wino, szampana, drinka…). A to wszystko od 18:00 do 22:00. Idąc na tę imprezkę myślałam, że będą same laski, a faceci – jeśli w ogóle będą, to jacyś zdesperowani (bo to taki odpowiednik ladies night, tylko słono płatny dla facetów). Jakież było moje zdziwienie, jak zobaczyłam, że większą część tłumu oczekującego na wejście do klubu stanowili faceci! Z drugiej strony, we Francji, aby dobrze zjeść, trzeba wydać 15-20 euro, aby wypić, to już w ogóle, więc myślę, ze faceci traktują to po prostu jako tanią ale dobrą jadłodajnię, gdzie można się jeszcze napić i potańczyć ;)

Po 22:00, kiedy skończyły się darmowe rarytasy, a na parkiecie zagęściło, co spowodowało jeszcze większy wzrost temperatury (tak, proszę państwa, kolejne miejsce, gdzie nie ma klimy, a być zdecydowanie powinna…), przeniosłyśmy się do leżącego vis a vis pubu Snapper Rock. Hehe to była dość niesamowita zmiana klimatu – z bardzo „posh” i „stylish” na typowy underground, gdzie grają The Muse, Chase&Status i podobne. Cudnie :) Stad też właśnie przyniosłyśmy owe rogi renifera – w sumie zupełnie nie wiem, z jakiej to okazji.  U nich wszystkie pory roku wyglądają podobnie, więc może nieco im się pomyliło :)




Ponieważ nie chciałyśmy znów koczować w oczekiwaniu na pierwsze metro, mimo bardzo fajnej imprezki zawinęłyśmy się na metro o 24.

21 września natomiast poszłyśmy na 8 rano na zajęcia. Było bardzo ciężko :P Nawet mimo tego, ze znowu były to Libertes publiques. Niestety okazało się, że następny wykład, jaki jest o 9:30, jest w zupełnie innym budynku, oddalonym o jakiś kilometr, może dwa (o czym dowiedziałyśmy się na 2 minuty przed wykładem), więc zdecydowałyśmy się coś zjeść tudzież wypić kawę, gdyż atmosfera była naprawdę senna. Za to bardzo grzecznie już poszłyśmy na wykład o 11:00, tym razem był już w sali, w której być powinien.

Po powrocie do domu okazało się, że w końcu przysłali mi grant ! Byłam całkowicie uszczęśliwiona, bo we Francji byłam już około 2 tygodni, i nie było łatwo :D Nie pamiętam, czy pisałam o wielkości grantu – jest to 450 euro na miesiąc. Dużo, mało? Ciężko powiedzieć, w przeliczeniu na złotówki to całkiem sporo – jak wypłata w Polsce, ale tutaj przecież jest Francja ;) Więc powiem tak – dam radę :D Mam nadzieję, że to stypendium socjalne będzie jak najszybciej.

Oczywiście pierwsze co zrobiłam, to skierowałam się na mały shopping do centrum. Chciałam wrócić do tej galerii, w której zrobiłam zdjęcie owym dwóm torebkom. Nie pamiętałam, gdzie się ona znajduje, ale stwierdziłam, że centrum nie jest aż takie duże, i na pewno szybko znajdę. Aha… już. Łaziłam po „centrum” 1,5 godziny i mimo, że co kilka kroków pytałam się przechodniów o galerię, każdy mówił co innego. Istny szał. Byłam zła, zmęczona i głodna, więc to, ze poznałam kawał miasta nie stanowiło dla mnie większego pozytywu. Gdy już – serio – zniechęcona wracałam na metro, zdecydowałam się skręcić w nieco inną uliczkę niż zwykle i… no tak, oczywiści, wyłoniła się Galerie Lafayette. O dziwo, od razu odzyskałam wszystkie siły ;) I tak oto w moje posiadanie weszła piękna torebka Guess <3 (dziewczyny, jeśli chcecie, mogę dla Was sprowadzić jakieś rzeczy, tutaj takie markowe są dużo tańsze niż w PL :D. Różnica jest rzędu kilkuset złotych, np. torebka, która kosztuje w PL 900 zł tutaj kosztuje 600 zł).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz